Same Maszkety witają nas słodkim wyglądem – piękny wystrój w pastelowych kolorach nastraja nas na kolorowe desery i pyszne ciasta. A nasze zamówienia to naprawdę majstersztyki! Szejki pełne owoców i ciastek opływają słodkością i przepychem. A świeże kwiaty i miękkie poduszki sprawiają, że w tym miejscu można się rozpłynąć! Ja Maszkety odwiedziłam po raz pierwszy, ale jako fanka wszystkiego, co słodkie na pewno tam powrócę. I to nieraz!
Kurcze, jak tam super! *.*
I słodko!
Również cieszę się, że trwa moda na język śląski:)
pozdrawiam serdecznie z nad filiżanki kawy:)
Ale bajeczne desery! <3 O tak, gwara wraca – widzę to po mojej gwarze wielkopolskiej, też coraz częściej używana w nazwach nowo-powstałych lokali 🙂
I jest to cudowne! Musimy pielęgnować nasze tradycje 🙂
Urocze, klimatyczne wnętrze a te barokowe desery – szkoda, że do Katowic tak daleko… Mam wrażenie, że moda na regionalne słówka w ogóle opanowała Polskę, bo u mnie w Poznaniu też knajpki o lokalnych nazwach wyrastają jak grzyby po deszczu. 🙂 Pochodzę akurat z tej części kraju, gdzie mówi się praktycznie po literacku i bardzo lubię odkrywać takie nowe wyrażenia i zwroty…
Tak, te desery to dzieła sztuki 🙂 Lokalne nazwy dodatkowo potęgują klimat danego miejsca – dzięki temu można poczuć, że jesteśmy np. na Śląsku, czy w innej, zachowującej regionalne tradycje części Polski.
piękny lokal, a desery wyglądają jak kulinarne dzieła sztuki:)
🙂