Zbliża się czerwiec, a to oznacza jedno – już za niecały miesiąc zacznie się lato! Dla większości z Was zapewne oznacza to wakacje, urlopy i wyjazdy, co nierozerwalnie łączy się z jednym – słoneczną pogodą. I o ile wszyscy pamiętamy jak będąc dziećmi nasze mamy nas smarowały grubą warstwą kremu przeciwsłonecznego, to dzisiaj ten trend uległ dużej zmianie. Może nie zmianie, ale ewolucji i to na pewno tą dobrą stronę! W tym wpisie jednoznacznie stwierdzimy, że SPF najlepszym przyjacielem nie tylko na lato.
Myślę, że można śmiało stwierdzić, że jest to jeden z najważniejszych kosmetyków dla naszej skóry. Jasne, że nawilżanie czy oczyszczanie jest niezmiernie ważne, o czym wielokrotnie podkreślam tu, czy na blogowym Instagramie. Ale dzisiejsza wiedza o wpływie promieni słonecznych na naszą skórę jednoznacznie pokazuje, że przyspiesza pewne procesy, których przyspieszania byśmy nie chcieli. I ja jestem totalną fanką przebywania na słońcu – w lato ładuję baterie na cały rok, a krótkie, zimowe dni mogłyby dla mnie nie istnieć. Jednakże nie możemy zapomnieć nie tylko o starzeniu się naszej skóry, ale co gorsza – jej chorobach wywołanych przez słońce.
No więc jesteśmy pewni jednego – przed chorobami i starzeniem chcemy się chronić. No ale czym my się tak naprawdę chronimy? Kapeluszem i parasolką też się da i chociaż są to regularnie stosowane ochrony w Azji, to w Polsce jednak jest to mniej codzienny widok. Sun Protection Factor, czyli ten powtarzany jak mantra SPF to międzynarodowe oznaczenie wysokości ochrony przed promieniowaniem UVB. Każda skóra jest inna i każda w innym tempie zareaguje na słońce (na przykład zaczerwienieniem) i tak właśnie SPF30, opóźni tę reakcję 30-krotnie. Najwyższą, skuteczną ochroną jest SPF50 (wyższe wskaźniki praktycznie wcale się już od siebie nie różnią), dlatego tak często widzimy właśnie tą wartość. I teraz czas zadać sobie jedno ważne pytanie…
Jak to jest u Was, pilnujecie tej codziennej rutyny, czy macie do tego bardzo luźne podejście? Ja przyznam, że pilnuję, ale nie w 100%. Faktycznie nakładam krem z filtrem codziennie i mega o tym pamiętam, nawet gdy nie spędzam dużo czasu poza domem, nawet gdy dzień jest pochmurny. Pamiętajmy o tym, że chmury nie są skutecznym zabezpieczeniem i nie blokują one przenikania promieni słonecznych. Jeżeli macie wrażliwą cerę na pewno wiecie, że nawet w pochmurny dzień możecie się opalić. Jednakże na pewno nie stosuję idealnej ilości i bardzo często zapominam o reaplikacji. Zwłaszcza, gdy noszę makijaż w ciągu dnia! Ale mimo wszystko aplikuję SPF50 codziennie rano, niestrudzenie, a potem wieczorem dokładnie go zmywam. Bo to jest równie ważne – dokładnie zmycie go na wieczór. Wielokrotnie widziałam próby demonizowania kremów z filtrem, że zapychają, niszczą naszą skórę, powodują wypryski. Owszem zgodzę się – jak wszystko na naszej skórze, co stanowi wierzchnią warstwę i nie zostaje porządnie zmyte przed pójściem spać.
I tutaj zapraszam Was do wpisu za tydzień. Początkowo planowałam zawrzeć wszystkie informacje w jednym miejscu. Ale jest to temat na tyle obszerny, że jeżeli zamknęłabym go w jednym poście, to większość z Was zapewne nie doczytałaby do końca, a ja kosztem długości tekstu pominęłabym jakieś istotne informacje. Więc zapraszam Was do zafollowowania bloga na Instagramie, bo tam na pewno pojawi się przypominajka z kontynuacją tego wpisu! Wpisu szalenie ważnego i istotnego dla naszego zdrowia.
Ja szczerze mówiąc o sobie jeśli chodzi o filtry zapominamy, pilnuję tylko córek, ale chyba czas zadbać także o siebie 🤗
Koniecznie! Ale super, że z córkami masz ten nawyk, wystarczy go tylko teraz wdrożyć u siebie <3
Kapelusz i krem z filtrem to dla mnie latem podstawa. 🙂
Pięknie! <3
Używam regularnie, ale nie mam też obsesji na tym punkcie. Reaplikacja na makijaż u mnie odpada 😉
Oj u mnie też!