Open’er Festival 2017
31 stycznia 2018
Festiwale muzyczne od kilku lat są najgłośniejszymi wydarzeniami kulturalnymi w całej Europie. Ich ilość i różnorodność sprawia, że każdy wielbiciel muzyki znajdzie coś dla siebie. Są nie tylko powodem do zabawy i posłuchania świetnej muzyki, ale i także do podróży –
Primavera Sound i
Mad Cool w Hiszpanii,
Sziget w Budapeszcie (na wyspie!) czy
Reading w Wielkiej Brytanii. Poza tym, nie trzeba szukać tak daleko, scena festiwalowa w Polsce dorównuje tym zagranicznym i ma dla nas naprawdę bogatą ofertę. Line-up gdyńskiego festiwalu
Open’er co roku pokrywa się z tymi największymi europejskimi,
OFF Festival zachęca alternatywną muzyką wyselekcjonowaną przez Artura Rojka, natomiast
Tauron Nowa Muzyka przyciąga totalną różnorodnością. My w zeszłym roku zdecydowaliśmy się na Open’era, pomimo tego, że spośród wszystkich polskich festiwali mieliśmy najdalej 🙂 W zeszły poniedziałek kilka festiwali (w tym Open’er) ogłosiło ostatnią główną gwiazdę, jakimi są Arctic Monkeys, dlatego nie tylko zebrało mi się na wspomnienia, ale i postanowiłam Was zachęcić do przeżycia takiej świetnej zabawy.
Podróż do Gdyni
Spakowaliśmy niezbędne rzeczy do plecaków, zabraliśmy namioty i śpiwory i ruszyliśmy dwa dni wcześniej nocnym pociągiem do Gdyni. Na miejscu byliśmy o 7 rano, totalnie zmęczeni, ale poranne słońce no i przede wszystkim ekscytacja poprawiły nam humory. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy jakie czekają nas wichury i ulewy 😉 Wybraliśmy opcję z polem namiotowym, bo chcieliśmy poczuć ten festiwalowy klimat. No i udało się, dlatego w tym roku też wybieramy się na pole! Z tego też powodu zabrałam ze sobą aparat analogowy – moją ukochaną Yashicę, którą mam nadzieję uchwyciłam klimat lata, wszechobecnej muzyki no i cudownej Gdyni.
Pierwsze dwa dni obfitowały w słońce i piękną pogodę, potem było tylko gorzej. Przeżyliśmy ulewy i wichury nie wychodząc z namiotu, przeżyliśmy też koncerty w pelerynach przeciwdeszczowych. Łącznie było ich 17 i tylko 6 było na Tent Stage, czyli pod zadaszeniem. Na pewno pogoda znacznie wpłynęła na organizację czasu, bo z kilku koncertów rezygnowaliśmy z powodu deszczu i zimna. Ale jeśli mam być szczera – niczego to nie zepsuło, bo klimat festiwalu udziela się całemu miastu, które żyje Open’erem. W każdym miejscu w centrum spotykaliśmy festiwalowiczów, uroku dodawało oczywiście bliska obecność morza. Odkryliśmy też świetną pizzerię –
Czerwony Piec, który połączony jest z
AleBrowarem. Natomiast na polu dbał o nas
Pasibus 🙂
Genialny wyjazd. Oby w tym roku pogoda dopisała.
Dokładnie, trzymamy kciuki 🙂